Początek lat 90. Spółdzielnia mleczarska Maćkowy rzuciła na rynek jogurty smakowe. I to jakie! Oprócz truskawki, maliny, marchewki trochę egzotyki: ananasa, mango (chyba) i Marakuję!
Nabiał z Maćków sprzedawano w budach -szczękach, a także w sklepie firmowym mleczarni na dworcu PKP Gdańsk Główny! Takie mam wspomnienia ;-)
Pamiętam też ze spółdzielnia promowała się w radiu Gdańsk i była sponsorem konkursów. I był taki jeden konkurs, w którym trzeba było podać trzy smaki jogurtów Maćkowy. I zadzwonił słuchacz i powiedział dwa, a trzeciego szukał w głowie. I tak myślał i myślał na antenie aż w końcu krzyknął - "wiem wiem! MARACJA" ;)
No i takie mam skojarzenie z marakują;)
Wstyd się przyznać, ale do przyjazdu do Muine nie wiedziałam jak marakuja, czy inaczej passion fruit, wygląda i smakuje bez jogurtu ;-)
A w Mui Ne serwują ją nam codziennie na śniadanie! Jest przepyszna, trochę kwasna, wyjadamy ją łyżeczką i cudownie się komponuje z jogurtem (ha ha ha wiedziały Maćki co robią).
Tylko Marta jakoś się nie chce przekonać, ale jeszcze tydzień przed nami, więc może się skusi ;-)
W ogóle zastanawia mnie skąd w polskim języku takie pokręcone nazwy owoców: np karambola, pitaja, marakuja , bo w angielskim jakby prościej i bardziej obrazowo się nazywają: star fruit, dragon fruit, passion fruit..
W sumie jak posłuchać gości z Rosji, to mają chyba takie nazwy jak w polskim języku, wiec chyba stąd. Ale to chyba temat do prześledzenia i na inny wpis na blogu ;-)
Miłego dnia i smacznego śniadania!
czwartek, 22 grudnia 2016
"maracja"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz